trwa inicjalizacja, prosze czekac...gry Samochodowe

środa, 17 marca 2010

Recenzja

Monster Hunter Freedom Unite

Obrazek

Producent: CAPCOM
Wydawca: CAPCOM
Kategoria: Hack 'n' Slash
Data wydania w Europie: 21.06.2009
Data wydania w USA: 23.06.2009



Zapewne wielu z was drodzy czytelnicy marzyło w dzieciństwie, aby zostać strażakiem, lekarzem, policjantem, księżniczką… To całkiem normalne, lecz kto z was snuł w marzeniach, żeby zostać łowcą ogromnych stworzeń jak smoki, ogromne goryle, kraby czy dziki? Zapewne nikt, choć ja byłem na tyle szalony, aby sobie wymarzyć właśnie taki zawód! Nie ratowania ludzi, lecz cięcia, miażdżenia i koszenia z nóg wszelkiej maści potworów, wyrwanych wprost z typowych opowieści fantasy. Oczywiście, nie całkiem do końca się spełnił ten mój sen, jednak w grze Monster Hunter niejako, mogę spełnić swe marzenia.

Zanim jednak przejdę do właściwego tekstu, mała retrospekcja. Otóż, domyślam się, że niewielu zdaje sobie sprawę z tego, iż to nie na PSP zapoczątkowała się seria MH. Lecz na wysłużonym już PS2, właśnie tak, pierwsza część ukazała się na stacjonarnej konsoli Sony. O dziwo tytuł, został oceniony na grę średnią i w miarę chłodno przyjęty a na pewno dosyć obojętnie. Choć już wtedy posiadał ona funkcje gry przez Internet, czyli takie infrastructure. Oraz z tego, co pamiętam była to nieco uboższa wersja MHF1 wydanej na PSP, choć mogę się mylić. A więc pamiętajcie to nie PSP zapoczątkowało MH, jedynie dało możliwości na rozwinięcie skrzydeł i odniesienie sukcesu temu tytułowi.

Obrazek

Jak zdążyliście wywnioskować z początku tekstu, w MH możemy stać się łowcą i wyruszyć na polowanie, ale nie byle, na co, bo na smoki i wszelkiej maści pokrewne potwory, tylko po to, aby na samym końcu z uśmiechem na twarzy pozbawić głowy takiego zwierzaczka. I tak na prawdę na tym opiera się dosłownie cała otoczka gry. Bierzemy zadanie na zlikwidowanie danego Rathalosa czy Rathiana, idziemy, ubijamy, wracamy do wioski po następne zadanie i tak w kółko. Owszem są jeszcze misje na znalezienie jakiegoś przedmiotu czy wybicie danej ilości mniejszego, biegającego tu i ówdzie tzw. mięska armatniego, które to jednak nie stanowi żadnego wyzwania. Raczej większość questów sprowadza się do, idź i zabij. Fabuły w grze jest tyle, co… Nic. Nie wyjaśnia ona szczególnie, czemu nasz heros ma wykonywać te zadania i po co? Po prostu jakieś monstrum zagraża wiosce i trzeba się nim zająć, to tyle w kwestii jakże rozbudowanej i wciągającej historii… Ale prawdę powiedziawszy, nie spotkałem jeszcze nikogo, komu rzeczywiście ten fakt, prawie całkowitego braku scenariusza, przeszkadzał. Nawet mnie to „zwisa i powiewa”, przecież nie o to chodzi, żeby wczytywać się w tony tekstu, a już na pewno, nie w Tym tytule.

Obrazek

Mechanika MH nie powala na kolana, bo nie takie w założeniach było jej przeznaczenie. Rozgrywka ma być szybka, dynamiczna i nieskomplikowana. Przecież chodzi o wycinanie w pień ogromnych rozmiarów(w większości) potworów, lecz o tym za chwilę. Dlatego też, cały świat zredukowano do jednej wioski, po której możemy swobodnie się poruszać. Nie da jednak rady wyjść poza jej granice, na inne mapy możemy się dopiero przenieść po wybraniu zadania. Koniec, nic dodać, nic odjąć. Skupmy się teraz na esencji całej rozgrywki a mianowicie walkach. A więc kiedy już po ogólnym, wyposażeniu się, przyjęciu zadania a następnie odnalezieniu interesującego nas paskudztwa, przystępujemy do walki. Brak tu jakichkolwiek celowniczków, pasków życia monstra i innych jedynie przeszkadzających drobiazgów. Pozawala się to skupić na tym, co najważniejsze, czyli szlachtowaniu „mięsa”. Dostępne do użytku są; dwa rodzaje ataku, unik i w przypadku niektórych broni „obrona”. Zapewniam z góry, że więcej do szczęścia nie potrzeba, wszystkie te akcje można łączyć naprzemiennie, przez co uzyskujemy naprawdę przydatne kombinacje ruchów postaci. Dochodzi do tego jeszcze używanie wszelkiej maści przedmiotów od potów, przez bomby po nawet „łajno”.

Obrazek

Your Time has come Vicious Beast!!!
Nie wiem jak jest u was, ale ja, gdy po raz pierwszy zagrałem w MH i spotkałem takiego np. Rathalosa to z ekscytacji, aż przeszły mnie ciarki po plecach, poczułem się niesamowicie, kiedy stanąłem oko w oko z potężna bestią, która nie dość, że była kilkukrotnie większą od mojej postaci to jeszcze czułem, że jest wściekła i niebezpieczna. Ale to nic! Bo jeszcze bardziej podskoczyła mi adrenalina w żyłach, kiedy wyciągnąłem swój dwukrotnie większy miecz. Wiedziałem, bowiem, że stanąłem, jak Dawid przed Goliatem, naprzeciwko tego monstrum i co by się nie działo, to i tak pośle do piachu to bydle, a on do końca swojego tchu będzie tylko skamlał jak zarzynany prosiak. Walki z takimi stworzeniami są wręcz niesamowite i niezastąpione, kiedy jedno celne cięcie w głowę, podczas jego szarży na ciebie, powoduje, iż tak ogromny potwór staje przed tobą, wryty i otumaniony. Tudzież, inne ciecie, które kosi stwora z nóg a ten wije się jak dopiero, co narodzone źrebię, bezradne i czekające na rzeź. Esencją i zarazem tym, co zdecydowało o tak wielkim sukcesie tej gry, jest właśnie walka. Wręcz epicka bitwa, którą gracz toczy przez ponad połowę zadań dostępnych w tytule. Czuć siłę zadawanych ciosów, czuć także wysiłek postaci, która próbuje wykonać cięcie mieczem czy nawet toporem, dwukrotnie większym od siebie. Wśród dostępnego oręża, mamy do wyboru: miecze dwuręczne, katany, łuki, lance, topory, młoty i inne. Najciekawszy ekwipunek i tak wykonamy tylko ze zdobytych materiałów, otrzymanych po zabiciu któregoś z większych przeciwników. Mogę tylko dodać, że broni i zbroi jest od groma i jeszcze więcej, do wyboru do koloru. A drugie tyle, samych przedmiotów wszelakiej maści.

Obrazek

Wypadałoby poświęcić nieco miejsca na temat grafiki i ścieżki dźwiękowej. Więc zacznę od muzyki, która to zdumiewająco potrafi podkręcić klimat podczas walk. Szybkie a zarazem… kawałki, szczerze to nie wiem jak je określić, ale jedno wiem na pewno. Wpadają w ucho i napędzają do walki jak silnik odrzutowy, dając poczucie starć o wielką sprawę. Co do reszty dźwięków jak odgłosy: cięcia mięsa, zgrzytu metalu, kroków i dźwięków natury. To wszystko jest na swoim miejscu i jak najbardziej w porządku. Nie ma się specjalnie, do czego przyczepić. Graficznie MH jest jedną z ładniejszych i bardziej zaawansowanych gier, jakie ukazały się na PSP. Wygląd np. dżungli robi wrażenie, drzewa jak i reszta fauny i flory wygląda naturalnie. Animacja nie chrupie i nie zwalnia nawet przy większym natłoku przeciwników, tak samo potwory jak i postać są świetnie animowane. Owszem, tytuł nie ustrzegł się wad, ale są to raczej drobne niedoróbki niż poważne błędy. Dajmy na to, przeciwników, którzy „czasami” wpadają w tekstury, gdzie nie gdzie. Takie, drobne błędy w kolizji obiektów. Czy, też sytuacje, kiedy to myślicie, że udało wam się uniknąć ataku a i tak dostajecie. Najczęściej dzieje się to podczas walki z Plesiothem, najwidoczniej w przypadku tego przeciwnika ktoś, trochę przysnął. Zdarza się to także podczas potyczek z innymi. Od razu zapewniam, iż nie są to częste wypadki oraz to, że tak naprawdę jak się wie o tym, to można te niedogodności obrócić na własną korzyść. Co by nie pisać są to, mimo wszystko, rzeczy nieutrudniające rozgrywkę jak i czerpanie z niej przyjemności.

Obrazek

Warto jeszcze dodać, że gra posiada opcje „multiplayer" do grania maksymalnie w czterech graczy. Czyli, jak ma się kumpli „hunterów”, to rozgrywka robi się jeszcze bardziej emocjonująca. Akcje wykonywane razem w kolegami czy znajomymi, zadowolą każdego, komu MH się spodobał. Można, także dociągnąć sobie z internetu dodatkowe, w większości przypadków, dużo trudniejsze questy, niż te dostępne bezpośrednio w grze.

Obecnie można śmiało stwierdzić, że spośród wszystkich części MH, jakie ukazały się na PSP, Unite jest najbardziej pełnym produktem. Bowiem znajduje się w nim wszystko to, co, w MHF, MHF2 oraz MHP2G (wydany tylko w Jap.). Unite jest połączeniem wszystkich tych części, przetłumaczonym na zrozumiały język dla przeciętnego europejczyka i wydanym poza granicami KKW. Jest tu wszystko, obecne wcześniej bestie, pancerze, bronie, przedmioty, koty do pracy w kuchni jak i te, do towarzyszenia nam podczas samotnych zadań. Także, pamiętajcie, jeśli ktokolwiek z was zechce zacząć swoją przygodę z tymże tytułem, może śmiało zapoczątkować to od Monster Hunter Freedom Unite. Nie widzę, absolutnie żadnego powodu czy przesłanki, aby tego nie robić i rozpoczynać od starszych części. Możecie być pewni moi drodzy, iż nie stracicie nic z poprzednich odsłon, ponieważ tu znajduje się wszystko.

Jeżeli to, co przeczytaliście powyżej nie zachęciło was do tego tytułu, to może wystarczy, że dopiszę, iż na ukończenie w pełni gry, potrzeba nie kilkudziesięciu, lecz setek godzin. Tak, dokładnie setek, sam widziałem osoby, które miały powyżej 500h na liczniku gry a nawet nie zrobiły tyle zadań, co ja (sam mam niewiele mniej godzin). Także MHFUnite jest pozycją na długie miesiące a być może i na lata, decyzja należy do was.


Ocena gry:

Grafika: 8
Muzyka: 8
Grywalność: 10
Sterowanie: 8,5
Ocena końcowa: 8,5

Plusy:

- oprawa audio-wizualna
- Ogromne Bestie !
- walki
- starczy na setki godzi


Minusy

- czasami wymagająca
- okoliczne błędy w kolizji obiektów
- robienie w kółko tego samego może znudzić

A tu trailer z gry: http://www.youtube.com/watch?v=tKX2_1kBekE

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz